Dużo się dzieje u hiszpańskiego producenta. Niedawno świętowali 70-lecie marki, więc z pewnością sangria lała się strumieniami. Świętowano wyprodukowanie ponad 19 milionów aut, rozwój produkcyjny, który wzrósł na przestrzeni 70-lat z 5 aut dziennie do 2 300. Otworzono wirtualny salon Seata w Polsce, gdzie podczas spotkań video pozawracamy głowę handlowcom setkami nurtujących nas pytań oraz otworzono „CASA SEAT”, czyli barcelońską siedzibę kultury miejskiej, gdzie mądre głowy będą dyskutować nad mobilnością przyszłości. Jako jeden z naczelnych zielonych aktywistów nie śmiem nie wspomnieć o tym, że w zakładzie w Martorell dzieje się dużo dobrego pod kątem ochrony środowiska. Nie chciałbym się na ten temat za bardzo rozwodzić, ale na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat obniżono trucie środowiska o 43%, a planują do 2050 roku być zeroemisyjni – kapelusze z głów, señores!

Zanim zacznę paplać o nowym Seacie Leonie jeszcze dwa słowa tytułem wstępu z kategorii wiedzy bezużytecznej, a jakże nam wszystkim potrzebnej. Otóż, nie wiem czy wiecie skąd się biorą nazwy aut hiszpańskiego producenta?
Dawno, dawno temu… modele nazywano od pojemności silnika np. 800, 1500, ewentualnie nazywano je od numeru projektu np. 124. Od początku lat 80-tych Seaty nazywane są na cześć hiszpański miast i regionów. Mamy miejskie autko – Ibizę, którą nazwano na cześć hiszpańskiej wyspy znanej m.in. z aktywnego wypoczynku ciała i duszy. Mamy model Arona, który jest pierwszym crossoverem hiszpańskiego producenta, a został on nazwany na cześć miasta znajdującego się na Teneryfie. Przejdźmy zatem do gwiazdy lektury, czyli Seata Leona IV generacji, otóż jego nazwa pochodzi od miasteczka León mieszczącego się w północnej części Hiszpanii.

fot. Seat – materiały prasowe
Model Leon dla hiszpańskiego producenta jest niezwykle ważny, osobiście uważam go za ojca sukcesu marki Seat. Od 1999 roku (kiedy to zadebiutowała pierwsza generacja) Seat Leon sprzedał się już w ponad 2,2 milionach egzemplarzy. Co ciekawe, za pierwszą generację odpowiada genialny projektant Giorgetto Giugiaro, twórca takich aut jak Ferrari 250 GT Bertone, DeLorean DMC-12, czy też Maserati 4200. Druga generacja jest, według mnie, stylistycznie kompletnie nieudana, to dzieło Waltera da Silva. Za trzecią generację, którą za dizajn bardzo cenię, odpowiada Alejandro Mesonero-Romanos, będący projektantem również najnowszej generacji modelu. Przed Alejandrem i zespołem inżynierów bardzo trudne zadanie, gdyż każda kolejna generacja notowała ogromne wzrosty sprzedaży. Czy tym razem będzie tak samo?
Hmm…

Tak naprawdę to nie jestem pierwszą lepszą Barbarą-Pierdzimąką, która chce snuć swe mądrości na temat auta po spędzeniu z nim zaledwie weekendu. Otóż swego czasu pracowałem w marce Seat i dość dobrze poznałem trzecią generację Leona. Zacznijmy od wrażeń, jakie dostarczyły mi pierwsze zdjęcia nowego Seata Leona. Wtedy to na prezentacji Alejandro (projektant) prawił – „sylwetka nowego Leona przeszła znaczną metamorfozę i nabrała wyrazistego charakteru, a zmiany stylistyczne widać zarówno na zewnątrz auta, jak i w jego wnętrzu”, a ja krzyczałem pod wąsem NIEPRAWDA! KŁAMIESZ, ALEJANDRO!
Patrząc na nowego Seata Leona vis-à-vis pierwsze, co pomyślałem – okej, mamy zabieg stylistyczny z cyklu ujednolicamy dizajnem gamę. Przód nowego Leona wygląda bardzo podobnie do największego hiszpańskiego matadora SUV-a Tarraco (pisałem o nim tutaj). Nie potrafiłem dostrzec słów Alejandra a propos wyrazistego charakteru… Wydawał mi się bardziej obły, jajowaty na tle poprzedniej generacji, według mnie stracił drapieżny charakter, który miała trzecia generacja, mówimy oczywiście o wersjach FR. Zgodnie z najnowszymi trendami motoryzacyjnymi w najnowszej odsłonie Leona urósł nam grill (znikło też oznaczenie FR), na masce zyskaliśmy dwa przetłoczenia, które, przyznaję, wyglądają dobrze. Dolna część zderzaka to taka jakby rozdziawiona paszcza lwa, natomiast oczy-oczodoły nabrały okrągłych kształtów.


proszę poprzesuwać linię przedzielającą zdjęcie
Przejdźmy zatem do tyłu auta. Bardzo cenię sobie wygląd trzeciej generacji z tej perspektywy, ale nowa zdecydowanie do mnie bardziej przemawia. Nie pamiętam, który producent odpowiada za wprowadzenie – połączonej linii świateł przez całe nadwozie, tak naprawdę nie jest to w tym momencie istotne. Wygląda bardzo fajnie. Najbardziej pasuje mi określenie – dojrzale. Do rzeczy. Mamy nowy emblemat na klapie Leon, który nie jest już toporny i kwadratowy tylko subtelny, pochylony – taki z klasą. Ogólnie to wpasowuje się bardzo dobrze w cały projekt auta. Zmienił się układ końcówek wydechu z dwóch armat po lewej stronie na dwie symetrycznie rozpieszczone końcówki (atrapy) na krawędziach zderzaka.


proszę poprzesuwać linię przedzielającą zdjęcie
Patrzę na Leona z profilu i pomalutku zaczynam dostrzegać, że Alejandro (to o nim śpiewała Lady Gaga) chyba miał trochę racji mówiąc na temat bardziej wyrazistego charakteru. Przód z profilu ma temperament, trochę elegancji i trochę drapieżności – taki miszmasz.


To samo można powiedzieć o tyle z profilu – sylwetka jest bardziej dynamiczna, nawet gdy auto stoi. Ogólnie to nie jest już taka jajowata – poprawiono współczynnik oporu aerodynamicznego o 8% (rzecz jasna względem poprzedniej generacji). Postawiono auto na nowej platformie MQB Evo, która dała projektantom większą swobodę w działaniu, co, rzecz jasna, przełożyło się na lepsze proporcje. Seat Leon hatchback urósł w porównaniu do poprzednika o 86 milimetrów na długość i mierzy teraz 4,37 metra. Urósł też rozstaw osi o 50 milimetrów i mierzy teraz 2,89 metra. Pozostałe parametry zmalały – mianowicie jest o 3 milimetry niższy (mierzy 1,47 metra), jest węższy o 16 milimetrów (mierzy 1,8 metra). W wersji Sportstourer (kombi) mamy jedynie różnicę w długości (plus 93 milimetry versus poprzednia generacja), pozostałe parametry takie jak w wersji hatchback.


Dobra. Koniec tego zdjęciowego widzimisię. Podekscytowany dostaję kluczyki do nowego Leona i na wstępie pragnę Was przeprosić – zapomniałem zrobić zdjęcia kluczyka, a powinienem, bo wygląda fantastycznie na tle poprzedniego. Czuć pieniądz i klasę. Kręcę się wokół auta, niczym sęp nad padliną, myślę sobie wygląda trochę inaczej niż na zdjęciach (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), kolor niebieski nie podoba mi się, ani też nie pasuje do auta – takie mam pierwsze odczucia. Wsiadam do środka, bo na zewnątrz jest gorąco jak w piekle, i ruszam do domu, gdyż zapomniałem założyć do testu hawajskiej koszuli oraz zapomniałem wziąć USB, na które nagrałem ulubione piosenki Rickiego Martina. I już na wstępie jestem podirytowany, bo nigdzie nie widzę pokręteł, przycisków, guzików, wajch do sterowania klimatyzacją… jak ja nie lubię tych tabletów! Co prawda, widzę jakieś kreski przy tablecie – niebieską i czerwoną, wciskam niebieską i nic się nie dzieje… Przecież prowadzę! Nie chce rozbić auta już po pierwszych pięciu minutach testu. Dojechałem spocony do domu i weryfikuję broszurkę, co to za Seata Leona dostałem.

Aha, więc jest to topowa odmiana Xcellence. Seat pozycjonuje ją w gamie jako luksusową. W tych samych pieniądzach możemy zdecydować się na wersję sportową – FR. Serce 1,5-litrowe wypluwające 130 koni pociągowych zaprzężonych z przednią osią za pomocą 6-biegowej manualnej skrzyni. Cennik Leona w wersji Xcellence z tym silnikiem otwiera kwota 93 400 polskich złotych. Cena testowanego auta to 101 124 polskie złote – sporo.
Mamy:
- dodatkowy niebieski lakier „Mystery Blue”
- 18-calowe koło dojazdowe
- pakiet Navi System+ (w skład którego wchodzi: nawigacja z mapami Europy, 10-calowy ekran dotykowy, 4 gniazda USB typu C, 7 głośników, Bluetooth oraz funkcja gadania z naszym Seatem)
- pakiet Comfort+ (w skład którego wchodzi: podgrzewanie przednich foteli, kierownicy, dyszy spryskiwaczy; asystenci parkowania wraz z czujnikami, kamera cofania, pakiet wspomagania jazdy M; czyli asystent świateł drogowych, tempomat, system rozpoznawania znaków drogowych)

Kompendium wiedzy Seata Leona
Obecnie oferowane BENZYNOWE jednostki napędowe:
Nomenklatura | Cena od (brutto) Hatchback/ Sportstourer | Cylindry / pojemność w cm3 | Skrzynia biegów | Moc w KM / moment obrotowy | Przyśpieszenie 0 – 100 km/h (s) Hatchback/ Sportstourer |
1.0 TSI Start&Stop 90 KM | 69 700 / – | 3 / 999 | manualna 5-biegowa | 90 / 175 | 12,7 / – |
1.0 TSI Start&Stop 110 KM | 70 300 / – | 3 / 999 | manualna 6-biegowa | 110 / 200 | 10,9 / – |
1.5 TSI Start&Stop 130 KM | 74 300 / 77 900 | 4 / 1498 | manualna 6-biegowa | 130 / 200 | 9,4 / 9,7 |
1.5 TSI Start&Stop 150 KM | 78 100 / 81 700 | 4 / 1498 | manualna 6-biegowa | 150 / 250 | 8,4 / 8,7 |
2.0 TSI Start&Stop 190 KM DSG | Jednostka dostępna od 2021 – dla wersji Hatchback oraz Sportstourer |
Obecnie oferowane DIESLE (tylko dla wersji Sportstourer):
Nomenklatura | Cena od (brutto) Sportstourer | Cylindry / pojemność w cm3 | Skrzynia biegów | Moc w KM / moment obrotowy | Przyśpieszenie 0 – 100 km/h (s) Sportstourer |
2.0 TDI CR Start&Stop 150 KM DSG | 111 600 | 4 / 1968 | automatyczna 7-biegowa | 150 / 360 | 8,9 |
2.0 TDI CR Start&Stop 115 KM | Jednostka dostępna od stycznia 2021 | ||||
2.0 TDI CR Start&Stop 150 KM | Jednostka dostępna od stycznia 2021 | ||||
2.0 TDI CR Start&Stop 150 KM DSG 4Drive | Jednostka dostępna od listopada 2020 |
Obecnie oferowane HYBRYDOWE jednostki napędowe:
Nomenklatura | Cena od (brutto) Hatchback/ Sportstourer | Cylindry / pojemność w cm3 | Skrzynia biegów | Moc w KM / moment obrotowy | Przyśpieszenie 0 – 100 km/h (s) Hatchback/ Sportstourer |
mHEV | |||||
1.0 eTSI Start&Stop 110 KM mHEV DSG | 81 500 / – | 3 / 999 | automatyczna 7-biegowa | 110 / 200 | 10,8 / – |
1.5 eTSI Start&Stop 150 KM mHEV DSG | 101 500 / 105 100 | 4 / 1 498 | automatyczna 7-biegowa | 150 / 250 | 8,4 / 8,7 |
PHEV | |||||
1.4 eHybrid Start&Stop 204 KM DSG PHEV | 131 200 / 134 800 | 4 / 1 395 | automatyczna 6-biegowa | 204 / 250 | 7,5 / 7,7 |
Dosyć cyferek. Wsiądziesz Ty na pokład czy nie?
Jestem! Moi mili, spójrzcie na poniższym suwaku, jak zmieniło się wnętrze… Kierownica, deska rozdzielcza to zupełnie inna parafia. W trzeciej generacji mieliśmy dosłownie wszystko w zaokrąglonych kształtach, które są przyjemne dla oka, ale za serce w żaden sposób nie chwytają. Wnętrze trzeciej generacji charakteryzowało się niemiecką ergonomią – wszystko było poukładane tam, gdzie trzeba. Siedząc w nowym Leonie twierdzę, że wszystko wywróciło się do góry nogami. Wnętrze jest bardzo futurystyczne, minimalistyczne, dominują w nim wszędzie ostre krawędzie. Dobrze, że kierownica jest okrągła.


Seat w swojej broszurce prawi, że w wersji Xcellence i FR są sportowe fotele przednie. Hmm… Nie. W wersji Xcellence fotel jest zdecydowanie bardziej nastawiony na komfort, a nie na sport. Zapewnia przyzwoite trzymanie boczne, ale nie jesteśmy w nim opatuleni jak to bywa w sportowych fotelach. Uważam, że jest odpowiednio zbilansowany – usiądzie w nim komfortowo zarówno osoba szczupła jak i bardziej pokaźnych rozmiarów. Swoją drogą, to bardzo ładnie wygląda ta tapicerka w wersji Xcellence. Dałem się nabrać, że zagłówki mamy zintegrowane z fotelem – w najniższej nastawie wyglądają pięknie. Boki oraz tył foteli obszyto ekoskórą z białymi nićmi.

Pozycja za kierownicą. Co ciekawe, przód i tył Seata Leona to dwie różne historie, ale o tym odrobinę później. Z przodu jesteśmy dość mocno zabudowani przez deskę rozdzielczą i tunel środkowy. Czuje się integrację z autem. Ja, mierzący 175 centymetrów (chociaż może i powinienem już ze 2 centymetry odjąć, bo się trochę zgarbiłem), znalazłem w aucie złoty środek. Podparcie mięciutkie dla obu łokci, dobra widoczność w każdą stronę, ilość miejsca nad głową? Spokojnie założyłbym cylinder – choćbym chciał, to nie mam się do czego przyczepić.

Szuflady. Nie ma co się rozwodzić, nie jest to najmocniejsza strona Leona. Nieduże kieszenie boczne w drzwiach. Mały schowek w podłokietniku. Jeden uchwyt na napój dla przedniego rzędu. Pochowamy klucze, portfele, smartfony po buteleczce wody – nic więcej. Brakuje mi nad głową schowka na okulary. Z dobrodziejstw XXI wieku przewidziano gniazdo 12V w podłokietniku oraz w tunelu środkowym dwa złącza USB typu C. Aha, i jeszcze mamy lampki dotykowe, które, swoją drogą, wyglądają bardzo ładnie i dobrze świecą.

Jakość kabiny. Tapicerka na fotelach oraz boczkach drzwi połączona jest z ekoskórą –ładna i przyjemna. Plastiki. Słowa uznania, bo wszędzie, gdzie trzeba, są miękkie (do ideału brakuje miękkości w tunelu środkowym, o który opieramy kolano): deska – miękka, górna cześć drzwi – miękka; natomiast dolna część drzwi oraz deski rozdzielczej – twarda.
Ja się pytam, gdzie są przyciski?

Skromnie. Tradycyjną, a zarazem przestarzałą metodą posterujemy szybami, lusterkami zewnętrznymi, światłem awaryjnym, hamulcem ręcznym, zamkiem drzwi i wynalazkiem ekologicznego szatana systemem Start&Stop (swoją drogą, bardzo dobrze, że jest pod ręką – znajduje się przy skrzyni biegów i można go szybko dezaktywować). No i na tym koniec.
Wszystkimi ustawieniami, w tym najważniejszym, czyli klimatyzacją, sterujemy za pomocą tabletu (gdy jest już włączona, można zwiększyć/zmniejszyć temperaturę o pół stopnia dotykając niebieski bądź czerwony a la przycisk). Co prawda, ratuje nas trochę kierownica, ale nie możemy z jej poziomu wszystkim sterować. Jak już przy niej jesteśmy, to posterujemy cyfrowymi zegarami, radiem, tempomatem, telefonem oraz połączymy się z obsługa głosową, która póki co nie działa w naszym języku. Mojego „doskonałego” (– tak, ironizuję) angielskiego ani hiszpańskiego nie rozumie.

Zanim przejdziemy do obsługi tabletu jeszcze dwa słowa o tym, co znajduje się obok lewego kolana kierowcy. Wyglądają jak przyciski do sterowania światłami, ale nimi nie są. Dotykowa plansza do sterowania światłami i, UWAGA, dmuchaniem na przednią i tylną szybę, kto, do licha, stwierdził, żeby je tam dodać, to przysięgam, że nie mam pojęcia. Kompletnie nie intuicyjne. Kompletnie bez sensu.

Centrum dowodzenia – tablet. Całe szczęście, że za pomocą jednego kliknięcia przechodzimy do centrum sterowania dmuchawą, które jest bardzo czytelne i intuicyjne. Z plusów możemy ustawić temperaturę dla drugiego rzędu i ją zablokować – szkoda, że nie miałem okazji przewieźć teściowej w te upały… – podkręciłbym atmosferę! Tak naprawdę, to każdemu polecam spędzić 15 – 20 minut, aby dobrze poznać sterowanie i spersonalizować ekran wedle własnych potrzeb. Co to znaczy spersonalizować ekran? Ano, wedle życzenia mamy kilka kafelków, którym przypisujemy najbardziej przydatne dla nas funkcję. Ów kafelki mają „podkafelki”, którymi możemy przypisać kolejne funkcje. Na przykład ustawiamy sobie na jednym z głównych kafelków Nawigację, a jako podkafelek funkcję Nawiguj do domu. Nie śmiałbym zapomnieć o bardzo modnym akcencie jakim jest oświetlenie ambientowe. Biegnie ono bardzo nietypowo, bo wysoko na desce rozdzielczej i przychodzi płynnie w boczki przednich foteli. Myślę, że znajdą się tacy, którym mogłoby to przeszkadzać w nocy, ale zawsze można przecież wyłączyć. Kolorowe lampiony to luksus dla pasażerów przednich foteli.

Jak już jesteśmy przy luksusie. W wersji Xcellence przez całą deskę rozdzielczą mamy imitację drewna. Na pewno podzieli ona klientów na dwa obozy – tych, którzy stwierdzą, że jest tandetna oraz tych, którym bardzo się spodoba. Ja, wieśniak z Białegostoku, należę do tego drugiego grona.

Tylny rząd siedzeń. Jak wspominałem powyżej, to zupełnie inna parafia aniżeli parafia pod wezwaniem „przedniego rzędu foteli” – miejsca jest bardzo dużo z każdej strony. Przy maksymalnie obniżonych przednich fotelach wsuniemy pod nie nawet glany. Gdybyśmy mierzyli 2,5 metra wzrostu nasze kolana będą opierać się o miękki fotel kierowcy tudzież pasażera. Jeżeli chodzi o podłokietnik, to chyba jeszcze nie spotkałem bardziej miękkiego. Ponadto skrywa dwa uchwyty na kubki (takiego luksusu nie doświadczymy z przodu).


Fajnie. Jeszcze tylko bagażnik i obiecuję, że już jedziemy. Identyczny jak w poprzedniej generacji i mierzy 380 litrów w wersji Hatchback oraz 617 w wersji Sporstourer (+30 litrów ekstra versus poprzednia generacja). Jest całkiem pakowny jak na tę klasę, ale ma wysoki próg załadunku.

Jak się jeździ nową generacją Leona w wersji Xcellence z 1,5-litrowym silnikiem wypluwającym 130 koni z manualną skrzynią?
Jakbym miał określić jednym słowem, to aksamitnie. Ale po kolei.
Silnik – czy wystarcza 130 koni?
I tak, i nie. Jako zwolennik mocy twierdzę, że lepiej zdecydować się na wersję 150 konną, ale gdy odpowiednio trzyma się go na obrotach powyżej 3 tysięcy, gdy tłoczy powietrze turbina, jest całkiem żwawy. Spokojnie wyprzedzimy nim ciężarówkę załadowani pod sufit. Praca 4 cylindrów nie chwyta za serce w żadnym paśmie obrotów, ale, co ważne, w górnym nie drażni.

Ile on pije?
Eksploatowany głównie był w aglomeracji miejskiej. Gdy jeździłem jak statystyczny kierowca BMW, czyli zderzak w zderzak z każdym autem, ciągle lewy pas i trzymałem obroty do odcięcia, komputer pokładowy wyliczył mi 10,1 litra. Gdy jeździłem żwawo, ale przepisowo – 6,9 litra. Moim spalaniem raczej bym się nie sugerował, gdyż ciężką mam nogę. Spalanie w aglomeracji miejskiej – myślę, że spokojnie możemy zejść dużo poniżej 6 litrów. Co jest wynikiem bardzo satysfakcjonującym.
Układ kierowniczy.
Jak na me gusta, działa zdecydowanie za lekko. Nie przekazuje mi tylu informacji, co bym chciał. Mniemam jednak, że większości klientom się spodoba.

Jak nowy Leon się prowadzi?
Całe szczęście, że Białystok mieści się tuż przy granicy niemieckiej i mogłem sprawdzić, jak bardzo jest wyciszona kabina na tle poprzednika przy wyższych prędkościach. Jest dużo lepiej. Przy prędkości 150 – 160 kilometrów na godzinę jest cicho w kabinie. Skrzynia biegów VAG-owska – trudno mieć jakieś zastrzeżenia. Działa gładko i precyzyjnie. Zawieszenie według mnie zdecydowanie bardziej nastawione jest na sport niż komfort, a mówimy przecież o teoretycznie komfortowej wersji Xcellence. Wchodząc z dużą prędkością w zakręty bardzo pewnie trzymamy się drogi, naprawdę trzeba się mocno postarać bo wytrącić go z równowagi.

Porównując go do poprzedniej generacji, jest to ogromny krok na przód, dosłownie pod każdym względem. Jeśli ktoś niedawno zdecydował się na zakup trzeciej generacji, to nie polecam jeździć najnowszą.
Podsumowując.
Nowy Leon wraz z Alejandrem Mesonero-Romanosem na czele targa moimi emocjami bez żadnych skrupułów. Najpierw czułem się oszukany przez Alejandra co do wyglądu nowego Leona, czułem się również rozczarowany.

Jednak z każdym kolejnym dniem nowy Leon zaczynał podobać mi się coraz bardziej i bardziej. Zrozumiałem słowa Alejandra, że „sylwetka nowego Leona przeszła znaczną metamorfozę i nabrała wyrazistego charakteru” – potrzebowałem jednak na to trochę czasu.
O zgrozo, ostatniego dnia stwierdziłem, że podoba mi się ten niebieski lakier, kiedy wcześniej uporczywie twierdziłem, że czerwony i czarny najlepiej pasują do tego auta.

Ściągam kapelusz z głowy w geście uznania – Seat Leon zmienił się nie do poznania!
Przybijam mu pieczęć Dzianimobilni – na co dzień miły i towarzyski Michał Wołodyjowski!
Skala wąsa



